Ukryte borówki

Taki mały powrót do ukrywania rysunków, bo bardzo to lubię i mam do tego jakiś sentyment. Kojarzy mi się jakoś radośnie, jest element zaskoczenia i błyszczące złoto. Trochę jak odpakowywanie cukierka w jednokolorowym "złotku" bez żadnych napisów i rysunków. Dla mnie mała dziecięca radość. 
Ale do rzeczy!
Jakiś czas temu (pewnie już ze 2 lata) pozłociłam brzeg zeszytu. Takiego najzwyklejszego, nawet nadal ma naklejoną cenę 1,60 zł. I nie do końca to wyszło, bo część złota odpadła od pulmentu. A to przez to, że brzeg nie był dobrze wyszlifowany i powstały niewidoczne od razu zadziory. Teraz, po tych 2 latach stwierdziłam, że do pomalowania i tak się nada, zawsze to jakaś praktyka. Malowałam powoli, starając się jak najdelikatniej muskać akwarelą lekko rozłożony brzeg zeszytu. Wyszło przyzwoicie. Niestety malując i tak zdarłam część pozłoty. I tu padło pytanie "co dalej?" - czy zostawiać jak jest, czy kombinować coś ze złotem. Tu ciekawość wygrała i jednak kombinowałam. Za duże eksperymenty to nie były, bo po prostu położenie kolejnej warstwy złota na roztworze białka. Opłaciło się. Dziury częściowo zniknęły i udało się lekko wypolerować powierzchnię. Nie ma efektu lustra, ale i tak cieszy, bo nie zniszczyłam przy tym malunku.
Poniżej zdjęcia, może trochę za dużo zdjęć. 


To dobrej nocy i wszystkiego! 


PS. Miło wrócić do tworzenia. No i do złoconych malowanych brzegów tym bardziej. Daje mi to wytchnienie i prawdziwy odpoczynek, bo potrzebuję czesem posiedzieć w moim własnym świecie, bez zakłóceń z zewnątrz. Uf, tylko tyle i aż tyle.
A, i to są dla mnie borówki, żadne jagody! :D

Komentarze