Atramentofungi

Grzyby z tuszu. W październiku zwykle są te wszystkie wyzwania z codziennymi rysunkami tuszem/atramentem na zadany temat. Przez ostatnie lata nadążałam do trzeciego dnia, później próbowałam nadrobić, aż w połowie miesiąca dawałam sobie spokój. Tym razem z góry wiedziałam, że to nierealne. Bo nie dość, że ubiegłe lata nie pozostawiały złudzeń, to, hmmm, wolny czas muszę kraść. Stąd pomysł z jedną bardziej pracochłonną pracą. I udało mi się ją skończyć w październiku w 98%. Bo małe poprawki estetyczne zostały i zamarzyło mi się jeszcze ciemne tło i nadanie bardziej regularnego kształtu. Tło póki co tylko komputerowo dodane, ale rysunek podoba mi się na tyle, że zapaćkam tuszem także papierową wersję. 
Papier to notes z grubszymi kartkami otrzymany kiedyś na warsztatach w Muzeum Narodowym w Krakowie, czyli w sumie takie "nie wiem co", a rysowane cienkopisami Sakura Pigma Micron 0,1 i 0,05. I jakieś przypadkowe średnio miękkie ołówki do szkicu.
A jakby ktoś pytał czemu akurat grzyby, to nie wiem. Są moim motywem przewodnim i rysują się niejako same. Może dlatego, że mają tyle form, że cokolwiek się narysuje to można to nazwać grzybem?
A poniżej etapy pośrednie i efekt końcowy. 



To miłego i pozdrawiam! 




PS. Coś jeszcze w tym roku chciałabym tu wrzucić, ale się okaże czy się uda. Oby! Bo ciężko tak bez tworzenia czegokolwiek. Wręcz mnie świerzbi cały czas. Zawsze to jakaś kojąca i odświeżająca odskocznia od macierzyństwa. Chociaż w obecnych okolicznościach światowo-narodowych i macierzyństwo jest kojącą odskocznią. Ot, cudowna proza życia!
A tak sobie popiszę jeszcze, bo późna godzina i mi się włączyło pisanie. Wreszcie! Bo z tym wpisem mam ogromne problemy. Opornie mi idzie. Nie dość, że rysunek długo postawał, bo od 7 października do jakoś 3 czy 4 listopada, to jeszcze sam tekst piszę od 14 listopada. To coś dodam, to skasuję i wyłączam edytor. Coś nie mogę się zdecydować z publikacją, choć planowałam ją na początek miesiąca. Czuję się jak Joseph Grand. Chociaż może o tyle lepiej, że mam więcej niż jedno zdanie? No i nie mam dżumy.  Hmm... Zastanawiam się co kolejnego mi się uda wrzucić na bloga, ale chyba najpewniej szkice i luźne rysunki. Takie żeby nie zapomnieć jak się ołówek trzyma. Kurczę, naprawdę brakuje mi wielogodzinnego siedzenia i dłubania czegoś, takiej ucieczki we własny świat. Albo chociaż przejażdżki rowerowej, bo roweru nie tykałam od maja zeszłego roku. Ale może wsiądę na niego szybciej niż mi EuroVelo 11 koło domu powstanie? Dobra, dosyć pisania, bo właściwie już odlatuję myślami w odległe rejony. Nocne myśli rządzą się własnymi prawami. 

Komentarze