Ukrywanie

Jak ukryć, żeby nie było wcale widać?
Ukrywanie jest pewną sztuką, przynajmniej jeśli chodzi o ukrywanie rysunku pod złotem.
Tylko w jakiej kolejności najlepiej wykonywać czynności? Najpierw malować czy pozłacać? Obiło mi się o uszy, że najpierw złocenie. Ale można je zetrzeć w trakcie malowania. To może malowanie? Samo w sobie jest nieco frustrujące, bo schodkowo ułożone kartki nie lubią wielu rzeczy. W ogóle są wybredne i rozkapryszone, mokry pędzel nie, za suchy też nie, pisaki to morderstwo, cienkopisy to sadyzm, ołówek nie da o sobie zapomnieć, a z kolei żelopis przypomni o sobie w najgorszych koszmarach (auć, ten żelopis!). Zostają więc mocno odsączone akwarele, którymi wytrwale muska się skrawek po skrawku... Tylko trzeba zwrócić uwagę na to, że pozłacając już pomalowany brzeg narażamy się na różną przyczepność pulmentu, a co za tym idzie, złota do kartek. Gładząc agatem taki pulment okazuje się, że nie poleruje się on jednolicie. Zamiast połysku powstaje mat, a kamień stawia opór przy przesuwaniu. Patrząc na matowe obszary zaczynamy kojarzyć, że żelopis nie był dobrym pomysłem, a raczej złym, ale może coś jeszcze da się z tym zrobić? I tu powinno się zakrzyknąć "hola, hola!" i czym prędzej zedrzeć to co się zrobiło, albo w ogóle porzucić taki brzeg, bo może być nie do odratowania. Poważnie. Pozłacanie w tym wypadku to marnotrawstwo złota. Ja już to wiem, oj aż za dobrze! Strata była straszna, bo pierwszy raz udało mi się uzyskać piękną złotą taflę na całym brzegu. Ach, jak ona odbijała światło! Zdjęcia tego nie oddadzą, ale dla porównania wstawiam przed i po gładzeniu.




Eksperymenty białkowo-pulmentowe trwają, czasem  z większymi porażkami niż sukcesami, ale nikt nie mówił, że będzie od razu pięknie. Chociaż i tak jest! Ogromną mam frajdę z tym wszystkim. Nie spodziewałam się, że aż taką, chociaż może się spodziewałam? Odkrywanie tajemnic, eksperymenty i efekty końcowe, które można zobaczyć dopiero po wszystkim, kiedy z lekką ekscytacją rozdziela się od siebie kartki. Ile złota odpadnie tym razem? Czy rysunek zdarł złoto? Czy nie lepiej wszystko zetrzeć papierem ściernym?
Leży teraz przede mną stosik małych notesów z kolorowymi brzegami. Żaden nie jest dobrze zrobiony. Nawet w połowie dobrze. Nie są ani dobrze pomalowane, ani dobrze pozłocone. Ale jak one cieszą! I to odbicie na spodnim!



Ha, za bardzo się wczułam! Do rzeczy!
Ogromnie mnie wciągnęło to malowanie i złocenie. Sporo już się nauczyłam, ale jeszcze więcej jest przede mną. Na zdjęciu powyżej zeszyt, który jest drugi od spodu to ten, którym zajmowałam się ostatnio. Widać jak złoto odpada i prześwituje pulment. A przy pozłacaniu wyglądało to obiecująco, bo zdjęcia porównawcze powyżej dotyczą tego samego notesu. Po rozdzieleniu kartek czar prysł rozsypując złoty pył. Dosłownie. Zawód był, ale trochę spodziewany, bo niepokojące objawy zauważyłam wcześniej. Miejscowo niedający się gładzić pulment. Wszystko przez wcześniejszy rysunek na brzegu zrobiony żelopisem. Już wcześniej się na to nacięłam. Tym razem użyłam go w akcie desperacji jako ratunku dla stworzonego wzoru, który zlał się przy zbyt niecierpliwym malowaniu. Zamiast ratować zgubił!



Dodam, że notes z pozłotniczego odzysku, bo już raz go zepsułam. Wszystko zdarłam i wygładziłam papierami ściernymi i raz jeszcze zepsułam :)

Ciągnie mnie, żeby jeszcze teraz pozłocić zeszyt, bo znalazłam jeszcze trzy, które się nadają, ale rozsądek coś o śnie podszeptuje. Może ma rację? No i reklamowałam się, że dzisiaj wrzucę post. Niech będę słowna.


Do kolejnego, pozdrawiam i oczywiście miłej nocy, dnia i tygodnia!


PS. Bez PSs się nie liczy. Chociaż może i tak już za dużo napisałam i powinnam sobie darować? Pisałam ostatnio o zmianie pracy. W nowej jest ok. Była mi potrzebna pewna rutyna. I wolne weekendy. Na rower. Do pracy jeszcze się nie przejechałam, brak mi motywacji o tej 6:00 rano żeby na rower wsiadać, może jak będzie cieplej? Za to pierwsza wycieczka niedzielna zaliczona. Spontaniczna i zaskakująca, dla mnie też. Ha, ha! Dużo radości! I do tego napotkałam poletko wonnych fiołków. Aj, ten zapach, nadal go czuję. To znów był dobry dzień i tydzień u mnie! Mam nadzieję, że nie tylko u mnie. I jak zwykle za dużo wykrzykników używam, ale jak tak bez nich? ;)


Komentarze